poniedziałek, 12 marca 2012

Madryt... jestem zawiedziona...


No cóż... Pod względem kulinarnym jestem rozczarowana...
To nie jest to samo, co Barcelona i będę to powtarzać milion razy...
Tak jak słyszałam opinie, ludzie są podzieleni między te dwa miasta.
Ja należę z całego serca do Katalończyków...
Niestety, nie miałam czasu przelecieć się po wszystkich muzeach.
A do "Del Prado" była taaaaaaaaaaka kolejka.


Oczywiście taka kolejeczka jak za PRL-u, szybko mnie zniechęciła tym bardziej,
że mieliśmy tylko półtora dnia na zwiedzanie.
Może kiedyś się jeszcze uda,choć w najbliższym czasie,
 za żadne skarby (nawet te,które są tam ukryte :P) się nie wybieram.
Ale co trzeba przyznać architektura mnie zabiła...















Pięknie...
No i to by było na tyle zachwalania...
W restauracjach nikt nie mówi po angielsku, ani po francusku... Nie mówiąc już o polskim hehe .
Jakiś obłęd..
Zamawiasz coś i w zasadzie nie wiesz, co dostaniesz...
Chcieliśmy się skupić na owocach morza,(tak,jak to było w Barcelonie..),
no ale niestety większość dań była wymieszana z wieprzowiną...
Na przykład w pierwszy wieczór zamówiliśmy Langusty,
 no i jaki surprise ,bo były owinięte w bekon...Panika.. Moje Kochanie nie je świnek...
Dziwne jak dla mnie połączenie,ale z kelnerami się nie dogada,
bo są aroganccy i nie chcą wysłuchiwać do końca, co chcesz zamówić...
i najwyraźniej w świecie ciebie nie rozumieją,
więc trzeba było zamawiać to, co miało nazwę internacjonalną :D np Doradę,
którą zresztą dostałam niedopieczoną...GRRR...
A do tego trzeba było szybko zamawiać,
bo sobie odchodzili do innych stolików, po inne zamówienia,
które składane były po hiszpańsku...
Jedyna restauracja,która nam spasowała to La Paella de la Reina.
Tam zjedliśmy jak królowie.
Wszystko było wspaniałe,począwszy od Kalamarów po Romańsku,
poprzez cudowną Paellę Marisca, skończywszy na przepysznym Espresso
(deser nam się już nie wcisnął..)
I tam mogliśmy zamawiać po angielsku ...WOW!!!
Cóż to za ulga....

Nie mogłam też ominąć stadionu...jako fani piłki nożnej, 
pobiegliśmy z samego rana na Santiago Bernabeu.
Niestety mecz był w dniu naszego powrotu.. Buuu... Kiedy indziej :D





I tym sportowym akcentem zakończę moje wojaże po Madrycie :)
Miłego dnia Państwu życzę :)


1 komentarz:

  1. Madryt nie zrobił na mnie wrazenia pod żadnym wzgledem. Architektura niezła, ale bez zachwytu. Polecam za to wybrać się do Toledo, które oddalone jest od Madrytu raptem kilkadziesiąt kilometrów ale zdecydowanie warto poswięcić parę euro na przemieszczenie się.
    W Toledo jadłam kiedyś najlepsze na świecie malutkie kalmary i inne świeżutkie owoce morza. A przecież do morza jest całkiem daleko.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...