Wczoraj pojechalismy do Nyonu.
Pogoda na poczatku nam nie dopisywala i bylo zimno i wilgotno z powodu mgly...
Ale po jakims czasie w drodze na targ przejasnilo sie i zaczal sie cudowny dzien :)
Targ jest olbrzymi i odbywa sie raz na cztery miesiace.
Pojechalam z nadzieja,ze cos fajnego sie znajdzie.
I sie nie zawiodlam.
Szwarc ,mydlo i powidlo jak sie mowi.
Cudowne stare meble, kraty do kominkow,ksiazki,plyty,monety
i mnostwo "gratow",jakby to moj tata powiedzial :)
Najbardziej mi sie podobala waza-paw, kicz do potegi,ale miala w sobie to cos.
W sumie jej nie kupilam,bo nie mialam drobnych ;)
A kosztowala tysiac piecset-sto dziewiecset....
Potem byl czas na grzane winko i maly odpoczynek,
oraz delektowanie sie sloneczkiem.
Bylysmy tez na "zebraniu" ,jak to kolezanka Alcia trafnie okreslila :D
Na pchli targ jedzie sie jak na loterie,
nigdy nie wiesz co ustrzelisz :)
A kupilam sobie sliczny talerzyk z "Pocalunkiem" Klimta,
figurke czapli (nie moglam sie powstrzymac...)
oraz ksiazke kucharska z 83go,calkiem niezle wydanie i chyba nikt z niej nigdy nie korzystal,
za to teraz podejrzewam,ze bedzie dosc mocno eksploatowana,
bo przepisy w niej calkiem niezle wygladaja.
Zobaczymy...
A potem juz byl tylko powrot do domu :)
Francuskie pchle targi nie mają sobie równych :) uwielbiam je odwiedzać :) Zazdroszczę tej Prowansji..na początku tego roku miałam okazję ją odwiedzić :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAkurat to nie Francja,ale niedaleko,bo Szwajcaria,a i klimaty takie same jak tam :)
OdpowiedzUsuń